Magda: - Boguśka! Kiedyś coś cie zeżre w tej twojej puszczy (Boguśka mieszka w środku lasu), jak tak się będziesz wałęsać po nocy!
Agata: - Matko kochana, co znowu?
Boguśka: - Jak zwykle przesadzacie. Ot siedziałam sobie zwyczajnie nocnie przed komputerem i mnie napadło. Nagle zapachniało mi szalotką, ni stąd ni zowąd! Niewiele myśląc, jak mocno siedziałam, tak lekko wstałam, złapałam latarkę,
kalosze i bach do sadu (Boguśka ma sad!) po
antonówki. Zerwałam, co
się dało, potem obieranie, tarcie, prużenie, mąka, jaja. I upiekła się. Szarlotka jak żywa. Wstyd się przyznać, ale zeżarłam całą. To już nawet nie grzech obżarstwa, ale i rozpusty, cholera.
Agata: - I nic nie zostawiła. Mój świecie!
Boguśka oczywiście zdjęcia szarlotki nie zrobiła. Nie zdążyła. Więc
będzie zdjęcie dyni! Wyrosła jak potwór aż jej trzeba było kawałek
krzesła podstawić, bo gruba strasznie i ciężka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każde słowo:)